Thursday, July 31, 2008

Vacation = Music

No cóż... Nadal tkwię na Helu. Dlaczego mówię "tkwię", a nie na przykład "nadal jestem i się cieszę"? Sama nie wiem. Znów nadszedł chyba ten czas, że nic mi się nie chce. Zbyt dużo godzin spędzonych na plaży? Niekoniecznie.
Poczułam się ostatnio cholernie smutna i nieszczęśliwa pomimo panujących wakacji.
A ktoś mnie olał... Może właśnie dlatego oddaję się całkowicie(prawie ;P) muzyce.
Dodam teraz parę songów, które chodzą za mną dzień i noc ;D

The Ting Tings - That's No My Name


Katy Perry - I Kiss A Girl


Duffy - Mercy


Massive Attack - Teardrop


Foo Fighters - Long Road To Ruin


The Hives - Two Timing Touch And Broken Bones




Ala Boratyn - Don't Believe Them


To by było na tyle.
Do Sosnowca wracam prawdopodobnie dopiero 25 sierpnia. Czeka mnie więc jeszcze sporo czasu i okazji aby pogadać z "człowiekiem, który mnie olał" ;P Pobędę jeszcze trochę na Helu.
P.S. A nuż wybiorę się do Chałup lub Gdyni na jakąś imprezę. Chyba, że zbliża się jakaś na Helu, to wtedy zostaję ;P
Pozdrawiam Wszystkich cieplutko. Trzymajcie się. See ya ; ***

Monday, July 21, 2008

What's going on ?!

Taak... Jestem na Helu. Ale w sumie co z tego? Czy tak naprawdę cokolwiek się zmieniło? I don't think so. Po części jest nadal tak samo źle. Na szczęście tylko po części. Na razie staram się zapomnieć, co wydarzyło się półtora tygodnia temu. Wtedy mogłam stracić ważną dla mnie osobę.
Mój dziadek prawie umarł.
Nigdy nie zapomnę tego całego zamieszania kiedy przyszłam do domu, ze spaceru; wyrazu jego twarzy, kiedy przyjechało pogotowie; jakby już chciał się z nami pożegnać, a za brakło mu czasu, żeby wszystko nam powiedzieć. Zbyt mało słów, zbyt mało czynów...
I tak bardzo się cieszę, że wszystko wróciło już w miarę do normy. Oczywiście nie należy chwaliś dnia przed zachodem słońca ;/ Dziadek poleżał tydzień w szpitalu(najpierw walka z rakiem, a na domiar złego zator w płucach). Teraz jest już w domu. Ja i moja rodzina staramy się jak najlepiej nim zajmować i opiekować. Zdecydowanie jestem ateistką, ale modliłam się podczas tego kryzysu o pomoc. Czyją? Sama tego tak do końca nie wiem. Staram się siebie zrozumieć. Może kiedyś mi się to ud, w końcu...
Podarowałam sobie dzisiaj wyjazd do Rumi. Jakoś nie mam ochoty tłuc się dwie i pół godziny samochodem lub- co gorsza- busem. Jestem leniwa? Możliwe, ale dobrze mi z tym. Przynajmniej w wakacje. To jest właśnie ten czas, kiedy mogę się 'opieprzać' do woli ;P
Planuję jutro iść na plażę i popracować znowu nad moją opalenizną, jeżeli słoneczko przygrzeje ;D W pierwszym tygodniu mojego pobytu tutaj chodziłam codziennie nad morze, pływałam i wygrzewałam się na słońcu. Miałam rację, nic tak mnie nie uspokaja jak spacery brzegiem morza, wśród dźwięku fal i krzyku mew. To niezastąpione. Przynajmniej dla mnie :) Wtedy mam czas pomyśleć, zastanowić się nas swoim życiem. Wiem, że to bardzo filozoficznie zabrzmiało; zwłaszcza w moich ustach, ale czasami snuję takie wywody ;)
A niech to! Muszę już lecieć.
Mam nadzieję, że uda mi się za parę dni wpaść w to "miejsce wybawienia", gdzie czekać na mnie będzie wolny komputer z internetem tu, w Helu ;P Postaram się, postaram. Wówczas z całą pewnością coś jeszcze na tym blogu nabazgrzę ;D
Na razie mówię Wam see ya ;***