Jutro ostatni dzień bierzącego miesiąca. Ostatni dzień lutego. Tylko pytanie brzmi: co mi to daje? Tyle się wydarzyło... Nawet nie jestem w stanie wszystkiego opisać. Zbyt dużo bólu, upokorzeń, zmartwień, nostalgii, chęci przełamania się... Mogłabym jeszcze bardzo długo wymieniać tutaj podobne epitety, tylko po co. Czy jest sens rozdrapywać niezaschnięte rany? Czy muszę przechodzić przez to po raz kolejny? I don't think so. Bo nie ma czasu. Bo nie ma warunków. Bo nie ma... po co, dlaczego.
Pokusiłam się nawet o zmianę adresu bloga i być może ktoś mnie tu odnajdzie. Nie pragnę pisać dla wielkiej "publiczności". Właściwie już od dłuższego czasu(zanim zrobiłam sobie krótką przerwę), pisałam chyba tylko dla siebie. Nie dlatego, że ktoś nie czyta, ale tak było mi dobrze. Z bloga powstał swoistego rodzaju pamiętnik, zawierający pewną część mojej egzystencji. Niemalże dzień po dniu opisywałam, jak się czułam, co się wydarzyło, wzloty i upadki, których wydaje się więcej... Momentami mam wielką ochotę skasować to wszystko. Ale nie mogę; nie jestem w stanie. To tak, jakbym skasowała część siebie. Dlatego właśnie postanowiłam zostać i pisać dalej. Może troszkę rzadziej, ponieważ mam wiele rzeczy do zrobienia. Zresztą jak każdy z nas.
Jutro jadę do Wrocławia na 5- lecie Wrocławskiego Fanklubu GW. Zebrała się nas spora ekipa i razem z resztą Polski wybieramy się do tego jakże cudownego miasta ;) Sądzę, że będzie to udany dzień i w pewnego rodzaju odskocznia dla mnie od ponurej rzeczywistości. W końcu chociaż momentami musi być lepiej...