Monday, January 10, 2011

Witam w nowym roku.

      Zaczął się kolejny rok, tak więc i czas na mój powrót do pisania. W zasadzie nie jestem pewna, dlaczego zrobiłam sobie aż tak długą przerwę. Może było to spowodowane wakacjami? Może początkiem studiów, a teraz sesją? Trudno stwierdzić. Wiem jednak, że poprzedni rok był pełen wszystkiego: wrażeń, emocji zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, wyjazdów, wspaniale spędzonego czasu.
     
      Ostatnio zauważyłam "ciekawą" tendencję w społeczeństwie. Im jest zimniej, tym młode dziewczyny zakładają mniej ubrań, coraz więcej starszych pań podróżuje autobusami o godzinie 7.00 rano, a biedny zielony mur ciągnący się wzdłuż prawie całej trasy Sosnowiec-Katowice, zaliczył kolejną dziurę po tirze... Paradoksy? Raczej same fakty.
      Zima daje się we znaki prawie wszystkim(mówiąc prawie, pozdrawiam wszystkich właścicieli prywatnych odrzutowców!). Chociaż z drugiej strony jak można mówić o zimie, kiedy gwałtownie z -15 stopni robi się +5, świeci słoneczko i stopniał prawie doszczętnie śnieg? ;D
      Po wielu dniach z przemoczonymi butami, zmarzniętymi dłońmi i stopami, czerwonymi policzkami i grubymi swetrami stwierdzam jednak, że to miła odmiana. Proszę nie rozumieć mnie źle, lubię zimę, jednak tylko w święta... Może wliczając jeszcze te chwile, gdy śnieg skrzy się w słońcu i trzeszczy przy każdym kroku, drzewa są cudownie oszronione, a na szybach powstają ciekawe "wzory" ;) Stanowczo NIE mówię zamieciom śnieżnym i chlapie.
      Konkluzja nasuwa mi się tylko jedna i wyrażam ją z ciężkim sercem: natura bywa zmienna... jak kobieta.