Siedząc samotnie pod klasą języka polskiego, przypatruję się otaczającym mnie ścianom i spoglądam wzdłuż szkolnego korytarza. Nikt tędy nie przechodzi, trwa lekcja. To tylko ja przyszłam zbyt wcześnie. Snując mało ważne rozważania i pozwalając błądzić moim myślom, zatracam się w panującej dookoła ciszy. Nie zawsze mogę tego doświadczyć w szkole. Zwykle pędzę spóźniona na autobus i modlę się, żeby dotrzeć o czasie, tym samym tracąc urok tego miejsca pogrążonego w otoczce nauki. Gdy wszystkie sale lekcyjne są już pozamykane i tylko gdzieniegdzie da się słyszeć głos nauczyciela rozprawiającego o pierwiastkach, Mickiewiczu, czy II wojnie światowej.
I tak naprawdę nie lubię szkoły. Staram się tylko to, co na co dzień jest moją szarą rzeczywistością ubrać w bardziej pokrzepiające słowa.
Wyglądam przez okno. Tak bardzo kusi mnie widok chodnika niepokrytego przez śnieg i promienie słońca oświetlające pobliski budynek poczty oraz wolno sunący po szynach tramwaj. Za niecałe piętnaście minut na korytarzu, gdzie siedzę, rozbrzmi donośnie dzwonek i tłumy spragnionych przerwy uczniów, hałaśliwie wyleją się z klas. Wtedy moje rozmyślania zostaną przerwane i z pewnością jeszcze bardziej będzie kusiła zbliżająca się na zewnątrz wiosna.
A mój dzień szkolny czas zacząć.
* Wpis został stworzony około godziny 8.30 dnia bierzącego, gdy okazało się, że nie mam matematyki ;) Przepisane z tytułowej "kartki papieru".