Na sam początek powinnam zadać calą masę pytań. Bo przecież to takie niesamowite, jak bardzo możemy się czasem pomylić. Zwlaszcza w stosunku do najbliższej rodziny.
Żylam sobie spokojnie(no dobrze! może nie- spokojnie) ze świadomością, że skoro w dzieciństwie rodzice bez ustanku powtarzali mi jedną mantrę "rodzina zawsze pomoże Ci w potrzebie, możesz na nią liczyć", to tak jest w istocie. Nie sądzilam nawet, w jak wielkim bylam blędzie. A świadomość, że zostalo się brutalnie zmieszaną z blotem, przez wlasną krewną, pozostawi w mej pamięci bardzo glęboki ślad.
Śmieszne, bo to jeszcze nie koniec! Przez jedno moje slowo, które - przyznaję się bez bicia - nie powinno bylo paść, postanowila jak to zgrabnie ujęla "zalatwić" mnie. Ja rozumiem, gdybym wyrządzila jej naprawdę niesamowicie wielką krzywdę, ale to?! Cóż... w takich momentach poznajemy, na co stać innych ludzi. Nawet, że stać na zniszczenie nam życia przez kogoś z najbliższej rodziny. Przy okazji cale otoczenie również. Tu należy zadać sobie pytanie: Do jakiego stopnia można być perfidnym? Do jakiego stopnia perfidnym może być któryś z czlonków rodziny? Ciekawe prawda?
Dzięki ostatnim wydarzeniom zdalam sobie sprawę, że mogę być na Helu po raz ostatni. Miasto "dziecinnych" wspomnień, odwiedzane przeze rok w rok, w porze wakacji. Dwa wspaniale miesiące. Możliwe, że trzeba pewne rzeczy zmienić i/lub zostawić, żeby móc bez przeszkód pójść dalej? Tego nie wiem, ale odpowiedź postaram się znaleźć tym razem sama.
Pozdrowienia z gorrrącego Helu! See ya, everyone ; **