Wednesday, August 13, 2008

Unfinished sympathy

Massive Attack


Wakacje dobiegają końca. Piękna pogoda poszła się jebać(wybaczcie mój język ;P).
"Człowiek, który mnie olał" zniknął na dobre i już go prawdopodobnie więcej nie zobaczę. Może to i lepiej?
Wiedziałam, że ten moment nastąpi. A mianowicie koszmary WRACAJĄ!
Żyłam tu sobie na Helu całkiem beztrosko przez prawie dwa miesiące. Było okej. Jednak przychodzą takie chwile, że wątpisz. Dosłownie we wszystko. W to co chcesz robić w życiu, dlaczego zawsze obierałaś taką a nie inną drogę. W końcu dochodzisz do wniosku, że źle wybrałaś. Martwi cię to, ale wiesz, że jeszcze nie wszystko stracone.
I w takich właśnie momentach, kiedy po chwili zwątpienia przychodzi do ciebie nadzieja na lepsze jutro, następuje telefon- telefon, który zmienia wszystko. A przynajmniej w sferze uczuciowej.
Mówiąc krótko- ON ma dziewczynę. I aż muszę to powiedzieć: A jednak! I nie jest to wcale wesołe 'a jednak!', ponieważ chłopak, o którym mowa był dla mnie cholernie ważny.
Idąc wtedy ulicą byłam pewna, że przechodnie słyszą niemalże trzask pękającego z żalu serca. Mojego serca.
Od tamtego czasu minął tydzień; czuję się już trochę lepiej. Teraz już przynajmniej mam wytłumaczenie JEGO dziwnego zachowania. Tak to się właśnie kończy.
Mówią, że kiedy jedno się kończy, drugie się zaczyna. Czas na nowy początek. Lepszy początek.
Tylko dlaczego kiedy pomyślę sobie o kolejnym roku codziennych męczarni i tych wszystkich rzeczach, które muszę zrobić po powrocie do domu, robi mi się słabo?
Tym "lekkim" pytaniem retorycznym kończę ten nie za wesoły wywód.
Trzymajcie się wszyscy ciepło i korzystajcie z wakacji do końca.

P.S. Mam nadzieję, że pogoda na Helu jeszcze się poprawi.
See ya ;***