Sunday, February 28, 2010
I hate Sundays.
Odkąd pamiętam nigdy nie lubiłam niedziel. Najwyraźniej bez przyczyny. Niezależnie od tego, czy następnego dnia muszę iść do szkoły, czy nie, czy jestem w domu, czy gdziekolwiek indziej... Po prostu tego dnia już od rana czuje się źle, mentlanie źle. Dokładając jeszcze do tego "słynne" zmienne kobece nastroje(ha ha! :D), potrafię stać się w prawdziwą udręką dla osób postronnych ;D Czasami nawet może być zabawnie. Pomijam jęczenie, smędzenie, złoszczenie się i inne tego typu odruchy... Dzisiaj niekoniecznie jest tak źle, ale czuję się trochę... nierealnie ;) I, co istotniejsze, to własnie dzisiaj uderzył mnie nagle, bardziej niż zwykle, upływ czasu, który galopuje obok mnie niepostrzeżenie szybko. Doceniam tego zarówo zalety, jak i wady, bo myślę, że tak powinnam :) Niektórym czas upływa w myśl "byle do piątku", natomiast mnie "od niedzieli do niedzieli". Marzę czasami, żeby ktoś lub coś sprawiło, że polubię ten dzień tygodnia. Może tak się stanie? Who know? :)