Wszystko idzie nie tak, jak iść powinno. Wszystko! A już dzisiaj przeżyłam dosłownie armageddon! Dlaczego zawsze kiedy chcę, żeby coś mi się udało, jest zupełnie na odwrót? Już nie wiem nawet jak to nazwać. Złośliwość rzeczy martwych? A może złośliwość losu lub życiowy pech? Po prostu odpadam. Odpadam na amen. Mogę się już tylko modlić, żeby jutro poszło mi lepiej. W przeciwnym razie - koniec. Tym razem w przenośni i dosłownie. Argh!
Miejmy nadzieję, że jakoś wytrwam. Zdaję sobie sprawę, że w dalszym życiu jeszcze nie takie trudne rzeczy i sytuacje mnie czekają. Jakoś trzeba się wreszcie nauczyć to znosić i dawać sobie radę. Wprawdze dawno nastał ten moment, ale jak to mówią, "nigdy nie jest na nic za późno" ;)
Lecę, bo robota pali mi się w rękach.
Do jutra ; **