Obiecana relacja z koncertu w Legnicy.
Wstając rano byłam pewna, że nie zdążę na pociąg. Odjeżdżał z Katowic o godzinie 10.34. Tylko, że mnie się tak strasznie chciało spać ;) W końcu zwlokłam się z łóżka i zaczęłam się szykować.
Na autobus do Katowic nie musiałam na szczęście długo czekać; przyjechałm jak tylko pojawiłam się na przystanku.
Cieszę się ogromnie, że nie musiałam jechać do Legnicy sama. Jak już mówiłam w którejś notce wcześniej: w dwójkę zawsze raźniej. A jakie było nasze zaskoczenie, kiedy zobaczyłyśmy pociąg, który miał nas zawieźć do Wrocławia! Nie dość, że dwupiętrówka, to jeszcze mało wagonów. No cóż... Byłyśmy pewne, że będziemy stały. Na szczęście na jakiejś późniejszej stacji ludzie wysiedli, więc zajęłyśmy ich miejsca. Czas w pociągu dłużył nam się nieznośnie. Ale można było poprzyglądać się różnym "typom", jakie wsiadały na poszczególnych stacjach. A tekst "to co? po jednym, panowie" mnie rozwalił ;D W końcu dobrnęłyśmy szczęśliwie do Wrocka. Tam miałyśmy tylko 27 minut na kupienie biletu. Prawie nie zdążyłyśmy! Ostatnie minuty do pociągu pokonałyśmy biegiem. Osobówka też nie była za duża, ale znalazłyśmy sobie miejsca siedzące. Należy tu wspomnieć, że mijałyśmy fajne miasta na trasie Wrocław-Legnica ;D
Nareszcie Legnica - cel podróży! Nie wiedziałyśmy za bardzo, w którą stronę mamy się udać. Najpierw poszłyśmy z koleżanką zapytać się ludzi jak daleko jest do Stadionu Miedzi(bo tam miał być owy koncrt Akcent :)). Ja miałam zarezerwowany hotel niedaleko dworca, więc tam się najpierw sama udałam. Hotel nie był może pierwsza klasa, ale dało się przeżyć ;) Rozpakowałam parę rzeczy i udałam się coś zjeść. Na mieście znalazłam fajny bar i tam zjadłam całkiem dobry obiadek ;) Pozwiedzałam trochę, a że zbliżała się już godzina koncertu, poszłam do hotelu się przebrać.
Bałam się trochę, że mogę się zgubić w drodze na Stadion, ale całkiem sprawnie tam doszłam.
Jak to na Dniach miast: tłumy ludzi, stoiska z jedzenie i piwem, no i oczywiście scena w całej swej okazałości. Trafiłam akurat na ostatnie 20 minut koncertu Verby. Zaczęłam przepychać się przez tłum pod sceną, zastanawiając się, jak u licha ciężkiego mam się znaleźć pod samą sceną na Akcent. Na szczęście do ich występu było półtorej godziny wolnej, więc ludzi oddalili się. I takim to sposobem wylądowałam w pierwszym rzędzie tuż przy barierce. Znowu ;)
Dzielnie odstałam cały ten czas w oczekiwaniu na rozpoczęcie. Cholera jasna, oczywiście musiało zacząć padać! Argh! Zapoznałam się z jakimiś dziewczynami i razem z nimi stałam pod parasolem. Wszedł prezenter i zapowiedział, że "zgodnie z obietnicą władz miasta" przestanie padać tuż przed wejściem chłopaków na scenę. I niech go jasny gwint strzeli! Miał rację ;D Przestało padać, a chmury roseszły się akurat tuz nad sceną. It was magic! ;P
Koncert zaczął się 15 minut wcześniej o 20.15. Gdy Akcent wbiegli na scenę wśród publiki zapanował taki entuzjazm, że aż mnie wcisnęli w barierkę. Gorrące dwunastki koło mnie tak szalały, że musiałam zachować całą swoją zimną krew, żeby im nie przyrżnąć po głowach.
A koncert był wspaniały! Chłopaki dali czadu!! Śpiewałam z nimi wszystkie piosenki(co tłumaczy mój ból gardła ;)) i darłam się po angielsku. Czy mówiłam już, że oni bosko śpiewają? To teraz mówię: bosko śpiewają!!! Heh, a jak tańczą ;D
Między wszystkimi songami Ady mówił do publiki po angielsku, a nawet coś tam po polsku. A jaka była moja radość, kiedy zanucił "Jak anioła głos" grupy Feel! To było bezbłędne :D Taką idealną polszczyzną. No i oczywiście "masakra!" ;D Później zeskoczył ze sceny tuż przed nas i zaczął przechadzać się między barierkami. Corneliu wciągał go z powrotem na scenę ;)
Machałam do nich spod sceny jak głupia. A rozwaliło mnie pytanie: "Do you speaking romanian?", czy jakoś tak ;) Wtedy to już nie mogłam, hehe.
Koncert był cudowny, cudowny i jeszcze raz cudowny! Wrażenia mam nieziemskie. A wspomniena pozostaną na zawsze.
Wkurzało mnie tylko jeszcze to, że te wszystkie napalone dzieci rzucały się tak na autografy po koncercie. Na drugi raz będę biła, gryzła i kopała. A jakie bezczelne!
Ja autografy spokojnie dostałam ;)
Później znowu zaczęło padać. Zmyłam się do hotelu i poszłam spać. Żeby to jeszcze można było usnąć po takim koncercie ;P Pozatym sąsiedzi z pokoju obok wcale nie zamierzali być ciszej.
Rano, gdy tylko się obudział i oporządziłam, zaczęłam zbierać i pakować wszystkie manatki. Musiałam wsiąść we wcześniejszy pociąg, bo mama cały czas do mnie wydzwaniała, że wieczorem wyjeżdżamy już na Hel. Zdziwiłam się, bo przecież miałyśmy jechać dopiero następnego dnia. Ale cóż było robić.
O godzinie 12.14 wsiadłam w pociąg i koło 14.00 byłam już we Wrocku. Stamtąd wracałam juz razem z kolezanką pociągiem pośpiesznym o 15.15. Wymęczyłam się w drodze powrotnej strasznie. Ale dotarłyśmy. O 18.10 byłyśmy już w Katowicach. Na szczęście nie musiałam do Sosnowca tłuc się autobusem, ponieważ tata po mnie przyjechał. I chwała mu za to :)
W domu nie miałam nawet siły się rozpakować. Usiadłam tylko na chwilę na komputer sprawdzić wiadomości i ległam na łóżko.
Okazało się, że wcale nie musiałam jechać już wczoraj na Hel, bo bilet mam na dzisiaj, na wieczór.
Tak więc wyjeżdżam dzisiaj. Wrócę prawdopodobnie dopiero koło 20 sierpnia. Nie wiem, jakim cudem wytrzymam prawie dwa miesiące bez internetu!!! Koszmar!!! Ale znajdę jakiś sposób, żeby od czasu do czasu opisać tutaj moje przygody. Spokojna głowa ;)
Nie lubię pożegnań. To takie sentymentalne. Ale czasem trzeba ;P
Trzymajcie się wszyscy i miło spędźcie te wakacje. Wszystko co robicie lub zamierzacie robić, róbcie na maska, żeby później nie żałować. Żyjcie pełnią zycia; po to są wakacje :) Pozwólcie sobie na odrobinę szaleństwa. Na większą odrobinę, niż zwylke ;P tak, aby te dwa miesiące były dla Was niezapomniane.
Song x2 na początek mojej przygody z holidays:
Sum 41 - Summer
Akcent - Last Summer
To tyle ode mnie ;) Lecę się pakować, bo za bardzo się rozgdałam. Jeszcze raz: WSPANIAŁYCH WAKACJI !!!
Znikam! Bye, bye ;*** See yaaaaaa ;***